Wywiad z Pascal Wagner (Puligny-Montrachet, Burgundia, Francja), konsultantem-sommelier’em.

ROZDZIAŁ II




AS:
Tak, coś w tym musi być. Magia ? Opowiedz w jaki sposób Ty sam się tutaj znalazłeś. Czy zawsze Twoją pasją było wino tak jak dzisiaj ?

PW: Mój ojciec to kultowa postać w niemieckim winiarstwie. Niedługo po zakończeniu wojny, sprzedał wszystkie swoje interesy związane z produkcją napojów chłodzących (lemoniady) i został hurtownikiem w winach. Szybko wyspecjalizował się w dystrybucji win francuskich w Niemczech. Do dzisiaj zresztą zaopatruje w wina szereg znanych winotek (vinotheque), jak i najbardziej renomowanych restauracji. To jest zupełnie nietuzinkowa postać, powszechnie poważana w całym niemieckim środowisku winiarskim.

AS: W takim razie dosyć łatwo zrozumieć Twoje enologiczne ścieżki życiowe. Prawda ?

PW: Wcale nie prawda ! Czułem bowiem, iż moim prawdziwym powołaniem nie jest wcale wino, lecz sztuki piękne, a w szczególności malarstwo i rzeźba. Dlatego też dostałem się i zacząłem studiować na Akademii Sztuk Pięknych w Strasbourgu. Nie muszę chyba dodawać, iż nie miało to nic a nic wspólnego z działalnością mojego taty. Dla niego sztuka to jest terra incognita, której na pewno nigdy nie odwiedza. Postawił więc na swoim i po prostu „podciął mi skrzydła” zmuszając do zapisania się do liceum winiarskiego (lycée viticole) w Beaune, gdzie wylądowałem w 1981 r., nie mając zielonego pojęcia o winach i winiarstwie. Nie wiedziałem nawet wówczas co to jest szczep winogron.

AS: „Obiecujące” początki…

PW: Można tak powiedzieć, tym bardziej, iż byłem bardzo rock ‘n roll w moim stylu bycia i życia. Możesz sobie wyobrazić mój przyjazd tutaj, do jakże spokojnego i wręcz sennego Beaune. Długowłosy Niemiec w stylu hippie, przywodził tutaj raczej na myśl UFO, niż ucznia szacownego liceum. Naprawdę trzeba było dużo dobrej woli i wysiłku z obu stron żeby wszystko się jakoś ułożyło.